W sobotę odbyło się dla nas przełomowe wydarzenie. Po raz pierwszy karmiłyśmy się publicznie :) Wszystko wyszło dosyć spontanicznie i bardzo naturalnie. Wybrałyśmy się na krótki spacer, ale pogoda była tak sprzyjająca, że szłyśmy i szłyśmy... W drodze powrotnej Mała zgłodniała i dała o sobie znać. Nie było szans, żeby szybciutko wrócić do domu. Znalazłam ustronną ławeczkę w parku i dawaj :)
Byłam zdziwiona, że nikt nie zwracał na nas uwagi. Może to tylko moja chora wyobraźnia imaginowała, że za publiczne karmienie mogę zostać ukamienowana? Nie byłam zawstydzona - to też mnie zdziwiło, bo wcześniej wydawało mi się, że będę okropnie się wstydzić.
Myślę, że pomocne było to, że ławka znajdowała się na uboczu i okryłam się pieluszką. Nic nie wystawało, ale było widać, że karmię, chociażby przez ułożenie Maleństwa. W czasie ciąży publiczne karmienie przyprawiało mnie o ból głowy. Myślałam, że nie dam rady, że nie będę wychodzić przez to z domu. Okazuje się, że wszystko jest możliwe. No więc pierwsze koty za płoty :)
Spacer zaliczam do jak najbardziej udanych :) Niestety ostatnimi czasy Mała bardzo protestuje i rzadko kiedy chce jechać w wózku.. Zastanawiam się poważnie nad zakupem chusty. Szukam bezpłatnych warsztatów chustowania w Krakowie, ale niczego nie znajduję. Pewnie będę musiała skorzystać z płatnych zajęć.